Książę Niklot, który zasiadł na tronie obodrzyckim w 1131 roku, był znakomitym władcą. Swoje panowanie starał się podporządkować
odrodzeniu gospodarczemu i poprawnych relacjach z sąsiadami. Szybko zdobył opinię mądrego i sprawiedliwego i nawet Sasi udawali
się przed jego sąd, by rozstrzygać swe zwyczajowe spory. Są to wydarzenia bez precedensu, ponieważ duch „Drang nach Osten” był cały
czas żywy, zwłaszcza wśród biskupów marchii nadgranicznych. A w końcu Niklot był poganinem!
Jednak szybko przyszło mu się zmierzyć z chyba najpotężniejszą krucjatą, jaka kiedykolwiek została zorganizowana. Głównymi jej
przywódcami byli margrabia Albrecht Niedźwiedź prowadzący 60-tysięczną armię, książę Saksonii Henryk Lew na czele 40 tysięcy,
Duńczycy pod wodzą pretendentów do tronu Kanuta i Swena, którzy zaprzestali swych sporów i zdołali zebrać flotę w sile 1000 (tysiąca!)
okrętów, oraz polscy książęta, Bolesław Kędzierzawy i Mieszko Stary, ten ostatni na czele (podobno) 20 tysięcy dobrze okrytych wojsk
(okrytych za pieniądze Konrada III). Jednak jak się okaże, rola polskich władców będzie mocno dwuznaczna) Oprócz tych wymienionych,
najwybitniejszymi przywódcami było cale grono arcybiskupów, biskupów oraz opatów, którzy zawsze mieli najwięcej do powiedzenia. Nawet
dowództwo floty duńskiej objął biskup Boeskilde, Ascerus.
To dzięki Konradowi III do tej krucjaty w ogóle doszło. Król sam zobowiązał się udać na wyprawę do Ziemi Świętej i nie zamierzał
opuszczać swego kraju, nie dając pozostałym tu czegoś do roboty. Pomysł krucjaty spotkał się z dużym poparciem biskupów, choć pomniejsi
sascy możnowładcy byli wobec niej niechętni. Jednak Konrad III zdołał uzyskać (u papieża) dla krucjaty połabskiej statut równy wyprawie
krzyżowej do Ziemi Świętej, łącznie z odpustami dla jej uczestników.
Papież Eugeniusz III poszedł nawet dalej – udzielił odpustów pod warunkiem, aby „żaden z nich pod karą ekskomuniki nie przyjął od pogan
pieniędzy czy okupu, co mogloby ostudzić zapał religijny, a niewiernych w ich błędach umocnić”. Jak widać, papież nastawiał krzyżowców na
eksterminację.
To wszystko spowodowało, że nastąpił wybuch fanatyzmu religijnego i do armii krucjatowej przyłączyła się masa zbrojnych – w końcu nie
trzeba było odbywać dalekiej i ciężkiej podróży, a wielu rycerzy (pojawili się nawet z Italii!) było ciekawych tych „Saracenów z północy”,
jak nazwano Słowian połabskich. Tawerny w Rzeszy, Danii i innych regionach opustoszały z szumowin. Rozentuzjazmowana ludność wielu miast
kupowała wojsku dodatkowe wyposażenie, jak kusze, które były dozwolone w przypadku walki z poganami.
Jeśli spojrzycie na mapkę Połabia, na jej skromny obszarowo region, oraz uwzględnicie stan zapaści gospodarczej i dużego wyludnienia
(wskutek nieustannych wojen i chrześcijańskich rządów Henryka Gotszalkowica), w jakiej te tereny wówczas się znajdowały, to można by
sądzić, że krucjata odniesie błyskawiczny i bezproblemowy sukces. Nic bardziej mylnego.
Niklot doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, a jego przyjacielskie relacje z wieloma władcami (m.in. z Adolfem grafem Holsztyńskim)
oraz duża liczba szpiegów (Połabianie tradycyjnie byli dwujęzyczni i bez problemów wnikali w szeregi armii krzyżowej) powodowały, że
zawsze był krok przed nimi. W 1146 roku Niklot został na ogólnosłowiańskim wiecu w Zwierzynie uznany władcą Obodrzyców, Wieletów,
Czerezpian, Chyżan, Doleńców, nawet plemion z Łużyc, które nominalnie znajdowały się pod władaniem Niemców.
Ponieważ armie krzyżowe zbierały się powoli, Niklot przeprowadził uderzenie wyprzedzające na Wagrię. 26 czerwca 1147 roku flota Obodrzyców
wpłynęła o brzasku do ujścia Trawny, kierując się na Lubekę. Paląc znajdujące się w porcie okręty dokonała desantu na miasto, po czym
zdobyła twierdzę Segeberg. Rozpuszczone oddziały jazdy przeprowadzały głębokie rajdy, zmuszając jeszcze nie zorganizowane armie krzyżowe
do reakcji. Operacja wagryjska miała kapitalne znaczenie moralne, pokazując siłę obodrzyckich wojsk.
Plan krucjaty był prosty. Głównymi celami ataków miały być obodrzycki Dubin i lucicki (Wieleci) Dymin. Później flota Duńczyków miała
przewieźć krzyżowców na Rugię i tam dokończyć dzieła zniszczenia. Jednak gdy Sasi i Duńczycy nieopatrznie rozbili swe obozy w miejscu
rodzielonym groblą i jeziorem, Niklot gwałtownym atakiem uderzył na wojska duńskie, zadając im duże straty. I zrobił to praktycznie na
oczach bezsilnych Sasów.
Tymczasem duńska flota, zakotwiczona u ujścia Warnawy, została nagle napadnięta przez Rugiów, których mniejsze i znacznie zwrotniejsze
okręty okazały się bardzo skuteczne, rozbijając duński szyk. Poza tym Rugiowie, nie bacząc na swe znacznie mniejsze siły, zastosowali
blokadę wciąż ogromnej floty duńskiej od strony morza, jakby przygotowując się na przybycie posiłków i generalny atak (nawet przysłano
kilka okrętów, bliźniaczo podobnych do jednostek Pomorców). Duńczycy nie wytrzymali nerwowo – hurmem wsiedli na swe okręty i w panice
zaatakowali „blokadę”. Rugiowie łaskawie ich przepuścili i w ten sposób Dania zakończyła swój udział w krucjacie połabskiej.
Pod Dyminem Albrecht Niedźwiedź kilka razy znalazł się w rozpaczliwej sytuacji – Wieleci podczas zaskakujących nocnych ataków o mało
nie opanowali jego obozu, gdyż wojska Albrechta zostały poważnie uszczuplone odejściem kilku kontyngentów biskupich, którzy szukali
łatwiejszego łupu (o tym w innej notce).
„Czyż ziemia, która pustoszymy – powtarzano w obozach krzyżowców – nie jest nasza? Dlaczego wiec swymi nieprzyjaciółmi jesteśmi? Takie
głosy było słychać wśród Sasów (Helmold). Jasno z nich wynika (co podkreśla Andrzej Michałek), że wśród krzyżowców aktywnie działała
agentura słowiańska, siejąc defetyzm i doprowadzając do upadku morale.
Podczas tej krucjaty w zasadzie nie stoczono żadnej większej i rozstrzygającej bitwy (poza oczywiście oblężeniem Dubina i Dymina oraz
walkami na morzu), jednak nieustannie trwały drobne utarczki, zasadzki i szybkie rajdy w wykonaniu Połabian, na które krzyżowcy nie
potrafili znaleźć żadnej skutecznej metody. Słowianie całkiem sprawnie opanowywali szlaki komunikacyjne, uniemożliwiając dowóz żywności
oraz kontakt pomiędzy oddziałami wroga. Efektem tego był głód i nieuchronne zarazy, które dziesiątkowały krzyżowców.
W końcu stalo się jasne, że kontynuowanie walki może skończyć się katastrofą. Pokój zawarto pod Dubinem na zasadzie „status quo ante”,
czyli utrzymania dawnego stanu rzeczy (Niklot zobowiązał się także do wydania jeńców duńskich i do przyjęcia chrześcijaństwa), co w
zasadzie niewiele znaczyło i mogło być jedynie wstępem do kolejnych wojen. Krucjata skończyła się porażką, jednak dla Połabia to nie
koniec nieustannej walki o przetrwanie.
P.S.
Postać księcia Niklota była przez poprawnych religijnie historiografów bezlitośnie wyszydzana i starano się umniejszyć jego osiągnięcia.
Niklot, mimo pewnej rysy na swoim życiorysie, był władcą naprawdę dużego formatu, łagodnym w czasie pokoju i straszliwym wojownikiem
podczas wojny, dotrzymywał słowa danego wrogom i nigdy nikomu niczego nie zabrał. W porównaniu do bandy złodziei i morderców z drugiej
strony wypada naprawdę wspaniale.
źródła:„Dzieje polityczne Obodrzyców” Adam Turasiewicz.
„Słowianie zachodni. Początki państwowości” Andrzej Michałek.
autor:Ryuuk